Posłuchaj sobie

środa, 31 grudnia 2014

ROZDZIAŁ XVII - LEO

    Właśnie zwiedzałem Nowy Rzym, gdy zostałem wezwany na jakieś zebranie. Przyszła po mnie jakaś Rzymianka, w połyskującej zbroi z cesarskiego złota. Czy oni zawsze mają takie stroje? Przecież w tym musi być tak gorąco, gdybym tylko dodał kilka... Mniejsza o to.
    Ciągle idziemy i idziemy. Czemu to miasto musi być takie wielkie? W końcu dziewczyna bez słowa otwiera drzwi jakiegoś domu. No nie całkiem  jakiegoś, bo byłem tu wtedy na tej... kolacji. Pewnie Nowego Rzymu nie będę wspominać za dobrze.
    Jestem prowadzony przez ciąg korytarzy. Na końcu jednego z nich, za ogromnym łukiem znajduję się sala, przeznaczona chyba specjalnie do takich zebrań. Przy ogromnym stole siedzą Vicky i Tini. Kiedy tylko wchodzę do środka Rzymianka znika. Siadam jak najdalej od dziewczyn, jednak co chwila na nie spoglądam. Dokładniej na Tini.
    Nie rozumiem sam siebie. Po tym co ona zrobiła ja nadal ją kocham. Może dlatego, że u niej jako u pierwszej dziewczyny miałem jakieś szanse? A może to wszystko to moja wina. Tylko co ja wtedy powiedziałem. O co jej chodzi?! Czuję jednak w sobie, że muszę ją przeprosić. Czy to, że moim ojcem jest Hefajstos, tak zniekształciło moje uczucia?
  -Tini -staram się mówić spokojnie. Na dźwięk mojego głosu lekko unosi głowę, którą do tej pory opierała na swoich rękach .-Bo ja... ja chciałem... -w tym samym momencie gdy miałem jej to powiedzieć po sali rozległ się inny głos.
  -O widzę, że wszyscy jesteście. No to omówimy tylko kilka spraw -Oktawian. No on ma świetne wyczucie czasu. Mam ochotę strzelić go kulką ognia. Nic by mu się nie stało... No może trochę by się przypalił. Ale Tini by mi nigdy nie wybaczyła, gdybym zrobił z jej... chłopaka, kupkę popiołku. -W skrócie, sprawa ma się tak: niedaleko puszczy,  powstał jakiś gigant. Amazonki powoli nie dają rady go powstrzymywać, więc tak jak było w misji wy musicie się tam udać. Teraz jeszcze poproszę jakąś maskotkę, żeby sprawdzić wolę bogów.
    Zauważam, jak Tini ze swojej torby wyciąga jakiegoś misia. Lew. Dałem jej go rok temu na urodziny. Ona chowa go z powrotem. Minę ma taką jakby to był jej cenny skarb. Bogowie... a co ona mnie... kocha? Nie. To nie prawda. Inaczej nie byłaby z Oktawianem.
  -Nikt nie ma? Szkoda. Będziecie musieli się obejść bez tego -mówi to jakby nam zależało na jego głupim wymysłom. -Dobrze, a więc za pół godziny kilku naszych strażników podwiezie was bliżej puszczy. Ja jeszcze muszę coś zrobić -niechętnie podnosimy się ze swoich miejsc. Vicky wychodzi jako pierwsza. Tini zostaje w tyle. Postanawiam zaczekać na nią w pobliżu, żeby przy najbliższej okazji jej to powiedzieć.
  -Tini? -słyszę zza zamkniętych drzwi. Jest to głos Oktawiana.
  -Hmmm?
  -Wiesz co. Nie mogę tego już dalej ciągnąć. Związek na odległość nie ma żadnego sensu -z ust dziewczyny wydobywa się zduszony krzyk.
  -Jak, jak ty mogłeś?!
  -No cóż, takie jest życie. Nic na to nie poradzisz. Albo będziesz twarda, albo nie dasz sobie na nim rady.
  -Czyli uważasz, że jestem słaba?! -Tini jest strasznie zbulwersowana. -Jeśli twoje podejście do świata jest takie bezduszne to wielkie dzieki! A ja miałam nadzieje na coś więcej -słyszę głuchy plask. Mam nadzieję, że to ona dała mu z liścia, Inaczej nie odpuściłbym temu strachowi na wróble w prześcieradle. Zawsze przy nim dostaję jakichś odruchów bitewnych.
  -Uspokój się.
  -Jak mam być spokojna, skoro właśnie uświadomiłam sobie jakim jesteś dupkiem! -dobrze mu powiedziała! -Ciągle myślisz tylko o władzy. Jesteś *********** egoistą!
  -Uspokój się!
  -Nie mam zamiaru! -słyszę dźwięk, zbliżającej się Tini. Wydaje mi się, że nie jest to najlepsza pora/ A może przeprosiny poprawią jej humor? Sam nie wiem. O bogowie Valdez ogarnij się! Szybka decyzja: tak czy nie?
  -Zaczekaj! -podbiegam do dziewczyny. Po co ja się w ogóle odezwałem. Jestem idiotą.
  -Co?
  -Bo wtedy, miałem ci coś powiedzieć...
  -Nie musisz mnie przepraszać. Uświadomiłam sobie, że wolisz kogo innego. Nie mam nic do ciebie. To twój wybór -dziewczyna jest jakoś dziwnie spokojna.
  -Ale...
  -Przestań. Nie musisz mnie przepraszać.
  -Ale ja cie kocham! -co ja robię, co ja robię, Bogowie dopomóżcie.
  -Co? Co powiedziałeś? -zaskoczyłem ją. Ona naprawdę myślała, że ja wolę tą Reshire. -Leo, ja...
    Tini wybiega z domu. Chcę za nią pobiec, ale nogi mam jak z waty. Przyparty do tej pory do ściany, osuwam się w dół. Mam nadzieję, że to nie koniec, że nie wszystko jeszcze stracone. Nadzieja. Coś ciągle mi mówi, że powinienem za nią pójść. Ale nie potrafię.
    Czekam.
    Wierzę.
    Mam nadzieję.
=============
Jest w końcu ten rozdział! Mam nadzieję, że się podoba i czekam na komentarze.
TINI

4 komentarze:

  1. Zajebioza *u* Rozdział na ostro C:
    Weny życzę :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Łiii, są akapity! Bardzo, bardzo dobrze.
    Szybko znalazłam jeden "przecinkowy" błąd: O bogowie ,* Valdez ogarnij się! Okay, chodzi o to, że tam ma być przecinek xD
    Ładna końcówka... tak, pozostawia niedosyt, więc od razu chce się więcej! I w końcówce też bardzo dobry opis tego, co czuje Leo.
    Nikogo nie zabiłaś, a miałaś! Chyb, że faktycznie chcesz zabić samą siebie xD
    No dobra, rozdział fajny, popracuj jeszcze trochę nad opisami miejsc i będzie świetnie.
    Czekam na następny rozdział! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Spoczko blog siostra :) zapraszam do nas
    iamademigod.blogspt.com

    OdpowiedzUsuń