Posłuchaj sobie

niedziela, 30 listopada 2014

ROZDZIAŁ VIII - NICO

Obudziłem się ze swojego transu z powodu jakiegoś głupiego światła. Taaa... a było tak przyjemnie. Podczas tych kilku miesięcy tułaczki nauczyłem się, że nic nie trwa wiecznie, a zwłaszcza spokój. Podniosłem się na nogi, opierając rękoma o zamszone podłoże jaskini. Po chwili zdałem sobie również sprawe, że obudziło mnie światło policyjnej latarki, jeżeli szybko się stąd nie ulotnie, moge mieć problemy ze śmiertelnikami. Kiedy do środka weszło dwóch mężczyzn z latarkami w rękach i ze sporych rozmiarów owczarkiem niemieckim, wybiegłem ze pieczary jak rakieta. Na zewnątrz była noc. Idealna pora na podróż. Za mną dobiegały zdziwione głosy owych policjantów. W oddali pobłyskiwały światła Nowego Yorku. W przeciwnym kierunku widniały wybrzeża zatoki Long Island. Skoro jestem już tak blisko, nie zaszkodzi wpaść do CHB. Od obozu dzieliło mnie kilka kilometrów przez gęsty las. Spoko. Mi tam to nie przeszkadza. Znów przypomnieli mi się mężczyźni, którzy mnie obudzili. Przydałoby się ich zgubić. Ponownie zacząłem biec, tym razem w kierunku lasów. Przy ich skraju miałem już pewność, że nikt mnie nie ściga, powróciłem do normalnego tempa. Wszedłem w gęstwinę roślin. Byłem sam, blade światło księżyca przebijało się z pośród korony wysokich drzew, gdzieniegdzie jakieś spłoszone zwierze przebiegało mi drogę. Czułem się spokojnie, może w obozie jakoś za specjalnie nie będzie, ale w każdej chwili mogę wrócić do podziemia. No nie wiem czy ponowne zepsucie podłogi w stołówce będzie dobrze zapamiętane ale to nie moja sprawa.
Po kilku minutach mojej błogiej podróży usłyszałem coś w krzakach, nie to nie było zwierze. Zatrzymałem się i na wszelki wypadek wyciągnąłem mój sztylet z pochwy. Jak bardzo przydałaby mi się tu Pani O'Leary. Jeżeli to jest jakiś typowy słaby potwór dam sobie z nim radę, jednak jeśli natknąłem się na coś gorszego trzeba będzie ściągnąć kilka zombiaków czy szkieletów. Po krótkiej chwili, jaką zajęło mi wyciągnięcie sztyletu, zza bujnego gąszczu roślin, uniósł się dym. Podszedłem bliżej, zobaczyłem trzaskające wysokie płomienie ogniska. Po jego drugiej stronie siedziała jakaś dziewczyna. Nie wydawało mi się, żeby to była jakaś heroska, obóz jest tak blisko. Z drugiej strony świetnie rozpalała ogniska, a obok niej leżał własnoręcznie wykonany łuk. Mimo posiadania przez nią broni, nie bałem się. W blasku ognia jej włosy miały lekko rudawy kolor. Podszedłem bliżej, już miałem odchylić krzaki, kiedy ona mnie chyba usłyszała, bo lekko się poruszyła i spojrzała w moim kierunku. Aha, sięgnęła po łuk, przyjrzałem się jej broni. Łuk z pewnością był wykonany własnoręcznie, miał lekko odstające elementy drewna, to miejsce do chwytania owinięte było jakimś kawałkiem materiału. Obok niej leżał kołczan. Nie wydaje mi się, że miała by do mnie strzelić. Ma tam tylko 2 strzały. Odchyliłem bujny krzak o jakiś lekko kłujących liściach. Zobaczyła mnie. Na jej twarzy zaczął malować się strach. No cóż wyglądam upiornie no nie? Stanąłem naprzeciw ognia. Dziewczyna cały czas przypatrywała się mi. Była przerażona jeszcze bardziej, kiedy zobaczyła mój wyciągnięty sztylet i pierścień w kształcie czaszki na palcu. Miałem już pewność, że ona nie jest groźna. Schowałem moją broń z powrotem do pochwy. Rudowłosa jakby się trochę uspokoiła. Słyszałem jak głośno przełyka ślinę. Dobra nie będę tu tak nad nią stał. Przysiadłem na dość stabilnie wyglądającej kłodzie. Ta... wyglądającej. Kiedy tylko na niej usiadłem, ta obróciła się o 360 stopni, w efekcie czego ja wylądowałem na ziemi. Nastolatka lekko się roześmiała. Trochę dziwne uczucie, od dłuższego czasu nikt nie śmiał się w moim towarzystwie. Zazwyczaj słyszałem tylko płacz i jęk, to mi  nie przeszkadzało.
-Ta... Zabawne. -odburknąłem. Dziewczyna znowu się lekko przestraszyła. Nosz na Hadesa. -Jestem Nico. -powiedziałem to i wyciągnąłem do niej rękę, jednocześnie podnosząc się z mokrej trawy.
-Lusi. -rudowłosa wzdrygnęła się gdy tylko dotknęła mojej dłoni. Nic dziwnego, już wiele osób mi mówiło, że jestem lodowato zimny, jednak ona tego nie skomentowała.
-Co tutaj robisz? -nie powiem, ta dziewczyna zaczęła mnie jeszcze bardziej intrygować. Z początku nieśmiała, jednak potem opowiedziała mi wszystko co jej się przytrafiła. Że też potrafiła tak się otworzyć w moim towarzystwie. Dowiedziałem się, że kilka dni temu, kiedy była sama w domu coś ją zaatakowało. Zdążyła spakować tylko kilka najpotrzebniejszych rzeczy i bez żadnej broni uciekła. Włóczyła się po lasach przez pare dobrych dni. Udało jej się nawet wykombinować swój własny łuk. Jednak bardziej ciekawiło mnie to co ją zaatakowało. Po jej opisie wywnioskowałem, że musiał to być jakiś większy potwór, prawdopodobnie minotaur. Historia prawie taka sama jak każdego herosa. Teraz zadanie jest moje. Musze jej wytłumaczyć wszystko co tu się dzieje. No nigdy nie musiałem tego robić. Jedyną sytuacja była wtedy kiedy jeszcze z Bianką byłem w szkole z internatem, ale wtedy to my byliśmy po tej drugiej stronie. Właśnie... Bianka. Nie mogę uwierzyć w to, że już jej więcej nie zobaczę.
-No widzisz, żyjesz w takim świecie jakiego sobie nigdy nie wyobrażałaś. -nie wiedziałem zbytnio jak się do tego zabrać, a mroczna historia jakiegoś emo, który w nocy wyłonił się z lasu raczej jej na duchu nie podniesie. No ale w końcu zabrałem się do rzeczy. Nie wydawała się być tym w ogóle zdziwniona. W końcu doszedłem do momentu, w którym opowiadam o tym, że herosi są dziećmi właśnie bogów greckich i rzymskich. Wszystko zależy w jakim wcieleniu właśnie byli.
-A ty synem jakiego boga jesteś? -zatkało mnie. Zamiast chcieć się dowiedzieć od kogo ona jest pyta się o mnie.
-Tak trudno się domyślić?
-Hmm... Hadesa?
-Trafiłaś w samo sedno. -mruknąłem ponuro. Lusi w końcu zdawała się być niechętna do dalszej rozmowy ze mną. Siedzieliśmy w ciszy dobre pięć minut. W końcu z oddali zaczęły roznosić się odgłosy rogu. W obozie mają bitwę o sztandar. Nie mam jeszcze ochoty do nich dołączać. Przyjdę tam rano. Natomiast dziewczynie przydałoby się trochę odpoczynku.
-Idź w stronę tych głosów. Spotkasz innych takich jak ty. Powiedz, że ja cie przysyłam. -Lusi chciała jeszcze o coś zapytać ale ja już się ulotniłem. Z oddali widziałem, jak ognisko zaczęło przygasać, prawdo podbnie pod naciskiem jej stopy. Następnie dziewczyna oddaliła się w kierunku, który jej nakazałem. Miałem tylko nadzieje, że nie natknie się na nikogo od Aresa.
Nie wiedziałem dokładnie, która jest godzina, jednak wydawało się, że do świtu dzieli mnie kilka godzin. Szedłem cały czas przed siebie. W końcu zdawało mi się, okrążać obóz. Moje początkowe plany się popsuły. Wszedłem na teren CHB. Wszyscy zaiste zgromadzili się w amfiteatrze lub wzięli udział w grze. Obóz powinien być pusty. Kiedy byłem już po drugiej stronie płotu powolnym krokiem, zapatrzony w ziemię ruszyłem do domków. Miałem zamiar zaszyć się w ponurym domku Hadesa. Czasami, cieszę się, że nie ma tam nikogo więcej. Kiedy szedłem, skupiając szczególną uwagę, na roślinach, które tracą życie pod naciskiem moich butów, nieco się odprężyłem. Lusi, tamta heroska już prawie znikła z mojej pamięci. Będąc na rozdrożu minąłem domek Hekate. Na mojej drodze nie było żywej duszy, jednak mój wewnętrzny ,,radar'' wyczuwał, że ktoś jest w pobliżu. Po prostu czułem to całym sobą. Byłem już prawie na miejscu. Stałem przodem do mrocznego domu. Nie wyglądał zresztą jak dom tylko miniaturowy zamek Hrabiego Draculli. Już miałem wejść do środka, gdy usłyszałem donośny kaszel. Tak, ktoś nie brał udziału w grze. Gwałtownie obróciłem się na pięcie, chociaż podeszwy moich czarnych conversów sprawiały lekki opór. Po drugiej stronie zobaczyłem dziewczynę, siedzącą na ziemi i opartą o ściany jednego z domków. Dałbym sobie głowę ściąć, że jej tu wcześniej nie było. Ubrana była w koszulkę obozową z krótkim rękawem. Jest noc, środek listopada. Nawet mi było by zimno. Podszedłem do niej. Nie wiem co się ze mną dzieje, od kiedy to ja jestem taki pomocny... Kiedy zobaczyłem jej twarz z bliska, zdałem sobie sprawę, że nigdy wcześniej nie widziałem jej w obozie. Zapewne musiała tu przyjść jeszcze we wakacje, bo ja w obozie byłem niecałe pół roku temu. Ona mnie chyba nie zauważyła. Wpatrywała się tylko tępo w przestrzeń naprzeciwko niej.
-Ykhmmm... -chrząknąłem, by zwrócić na siebie jej uwagę. Zastanawia mnie tylko po co ja to robie. Nastolatka spojrzała na mnie. Widziałem dokładnie, że miała zielono-brązowe oczy. Zatopiłem w nich swoje spojrzenie. Na Hadesa co się ze mną dzieje. To nie jestem dawny ja.
-Nico? -co? Skąd ona mnie zna? Okej, uznajmy, że to normalne.
-No, a ty to?...
-Vicky. -dziewczyna wstała. Kątem oka zauważyłem, że z kieszeni jej spodni wystaje listek jakiś tabletek. No cóż, chyba nie chciała tego zrobić...
-Więc, czemu nie bierzesz udziału w grze?
-Nie mogę... -aha, jakoś jeszcze nigdy nie spotkałem nikogo, kto by nie mógł biegać po lesie, uzbrojony po zęby, ale nie postanowiłem, zadawać zbędnych pytań. Widziałem, że miała dreszcze.
-Trzęsiesz się z zimna. -nie wiele myśląc, ściągnąłem z siebie moją skórzaną kurtkę i podałem ją Vicky. Teraz to ja zostałem w samej koszulce. Dziewczyna, początkowo z oporem, ale przyjęła moją pomoc. Czułem jakieś dziwne uczucie. Coś w brzuchu mnie łaskotało. Nie to raczej nie jest miłość. Nie mogę sobie na coś takiego pozwolić. Nie, że to zepsuło by mi reputacje, ale nie czułem potrzeby na coś takiego. -Chodź może do środka?
-Ok, ale gdzie?
-Na przykład do mnie. -powiedziałem to, chciałem się również trochę uśmiechnąć, ale jakoś nie potrafie tego zrobić. Po chwili byliśmy już w środku. Siedzieliśmy razem na czarnej skórzanej kanapie. Ogólnie cały wystrój domku był w czerni, oprócz ognia w kominku, który palił się niebieskawą poświatą. Tutaj również za ciepło nie było.
Poszedłem do jednej z szafek po również czarny koc. Wróciłem na swoje miejsce i przykryłem nas dwoje. Siedzieliśmy tak i rozmawialiśmy. Vicky w końcu dała się przekonać i opowiedziała o swojej mocy. W końcu ja, nie wiem z jakiego powodu, powiedziałem jej, że czuję w sobie jakieś zmiany.
-Ale, w jakim sensie? -spytała mnie.
-Bo poznałem kogoś wyjatkowego. -teraz miałem już pewność. Złapałem lekko za jej podbródek i przyciągnąłem do siebie. Na jej ustach zostawiłem, przelotny ale szczery pocałunek..
============================
No więc rozdział zadedykowany dla Vicky :* #teamVico no nie :D
Mam nadzieję, że się podobało i czekam na komentarze. ;) Liczę, że pojawi ich się tu nieco więcej, bo z każdym postem jest ich mniej.

TINI SOLACE

sobota, 29 listopada 2014

ROZDZIAŁ VII - APOLLO

Z dedykacją dla przywódczyni Odziału II - Heliantus, Olivi! 
=================================
Pierwsze co usłyszałem po powrocie do Delf to:
-Tato! Chejron dzwonił!- na Zeusa, dopiero co wróciłem z dziennego kursu to już coś ode mnie chcą...
-A nie mógł zadzwonić iryfonem?
-Nie wiem, nie odebrałam... -o bogowie, no dobra sam jej tłumaczyłem, że telefony używane przez półbogów przyciągają potwory, a my nie chcemy tu jakiś stworów. Tylko skąd ona wie, że to był Chejron... To telefon z tarczą...
-Eh... dobra idę do niego zadzwonić.- podszedłem do telefonu i wykręciłem numer do CHB, wkurza mnie już ta tarcza, ale Zeus nie chce sie zgodzić na coś nowszego. No cóż trzeba sobie radzić.
Po kilku sygnałach w słuchawce rozległ się trzeszczący głos Chejrona. Ja kiedyś po prostu wyrzuce przez okno ten trzeszczący telefon.
-Halo? Kto mówi?
-Apollo przy telefonie.
-Nareszcie, jest ważna sprawa...
-Hmmm...
-Bo jest kolejna przepowiednia.
-Rachel nic mi nie mówiła...
-To nie ona ją przewidziała. -dobra zaskoczył mnie tym... kolejna wyrocznia?
-W takim razie kto?
-Twoja córka... i syn Hefajstosa. -AHA... że moja córka ok, ale syn Hefajstosa. Coś tu jest nie tak...
-A która dokładnie?
-Tini Solace. -oh.. Tini. No cóż troche nietypowe. Objawiły się w niej kolejne umiejętności. Na szczęście, wyrocznia nie jest tak groźna jak no... ten poblask.
-Bardziej spodziewał bym się tego po Mai. -no dobra nie spodziewałbym sie, ale musiałem coś powiedzieć. Maja no cóż, jest najbardziej lubianą moja córką przez Afrodyte. Niebezpieczne misje jakoś jej nie ciagną.-Mniejsza o to. Jaka to przepowiednia.
-Nie moge tego przekazać przez telefon, jest więcej spraw do omówienia. Mógłbyś przyjechać do obozu? -do obozu, hmm... generalnie nie byłem tam z 3 miesiące, od kiedy no, to coś objawiło się w Vicky. Ciekawi mnie jak sobie teraz radzi.
-Dobra, przyjadę za... chwile.
-Świetnie. -Chejron powiedział to po czym w słuchawce pozostał tylko głuchy dźwięk.
Myślę, że Zoe, jest gotowa, aby w końcu trafić do obozu. Po tym jak ją i Victorie ścigała armia Kronosa, podczas wojny z tytanami, dziewczyna nie może się doczekać by trafić do CHB. Victoria, raczej nie jest na to gotowa. Ona woli zostać tu w Delfach. No cóż, spójrzmy prawdzie w oczy; nie miała o niczym pojęcia, kiedy zaatakowała ja banda piekielnych ogarów.
Poszedłem do pokoju Zoe, bynajmniej chciałem to zrobić. Dziewczyna stała pod drzwiami i przysłuchiwała się mojej rozmowie.
-Yhmmm... a ładnie to tak? -dobra, mało mnie to obchodziło ale chyba jestem jej tatą no nie?
-I tak nic nie zrozumiałam.
-To dobrze bo nie będzie niespodzianki. -widać, że zaintrygowałem ją tą niespodzianką.
-Jaka niespodzianka? O co chodzi?
-Idź się spakuj. -zapewne domyśliła się o co chodzi bo po krótkiej rozmowie przez iryfon z moją siostrzyczką, znalazłem Zoe czekającą już w moim wozie. Wsiadłem na miejsce kierowcy, generalnie po kilku sekundach byliśmy na miejscu. No cóż mam słabość do tej prędkości światła.
Na miejscu Zoe wysiadła równie szybko jak wsiadła.
Ruszyłem w strone Wielkiego Domu. W środku zastałem Chejrona i Dionizosa. Gościu znowu był wstawiony. Trudno się dziwić, musiał to jakoś uczcić kiedy tata popuścił mu tą kare na wino.
-Nareszcie. -odezwał się centaur. -Zaraz wyślę kogoś po tą dwójkę. Dionizosie? -zwrócił się do boga wina.
-Tobla pujdle -ta... jak sie napije to troche dziwnie mówi no nie? Wyczołgał się z pokoju... Po chwili wrócił z dwójką herosów. Tini i tym... Leo? Zam tego chłopaka. Nigdy bym czegoś takiego nie podejrzewał.
-No więc. Co to za przepowiednia? -nie powiem troche mi się śpieszyło, ale zaczęło robić się jeszcze ciekawiej. Leo wycignął jakąś karteczke i mi ją podał. Kiedy zobaczyła to Tini złapała się za usta. Z jej dłoni wystrzelił malutki promyczek światła. Chłopak spojrzał na nia z przejęciem.
Dobra ja skupiłem się na kartce. Napisane na niej były najwyraźniej fragmenty przepowiedni, ale tylko fragmenty.
-No ale to nie jest wszystko. To tylko pojedyńcze zdania.
-Leo słyszał całość. - poinformował mnie Chejron.
-Więc jak brzmi całość? -w tym samym momencie Tini zesztywniała, dobrze wiem co sie dzieje. Przepowiednia.
 Podróż daleka, trzech herosów czeka. Trzy wielkie moce, rozjaśnią ciemne noce. Jeden w puszczy zaginie, para tytana zabije. Wrócą po pierwszego, tam gdzie nie będzie niczego. W zimowe przesilenie, przepowiedni spełnienie. Żaden nie polegnie, póki Hestii ogień nie zblednie. 
No może być ciekawie.
-Rozumiem te słowa, a przynajmniej ich część. Te trzy wielkie moce... Leo, ty masz ten ogień. Tini, twoje światło. -zwróciłem sie do dziewczyny, kiedy tylko doszła do siebie. Jak syn starego Hefaja dowiedział się, że moja córka też coś potrafi, no jak to sie teraz mówi, szoknął.
-A ta trzecia... Vicky- dodał Chejron.Tym razem zaskoczył Tini.
 No trzeba było omówić jeszcze kilka spraw, w połowie dzieciaki mogły już iść. Mineło już troche czasu. Kiedy wyszedłem z Wielkiego Domu czułem w sobie coś jakby mnie ktoś obserwował. No oczywiste kilku herosów spojrzało się na mnie z boiska do siatkówki. Skoro już tu bylem postanowiłem odwiedzić moje dzieciaki w domku. Ta.. chciałoby sie. Kiedy byłem na drodze do domków naprzeciwko mnie wybiegła jakaś dziewczyna. Miała na sobie tylko... bielizne? Dobra jestem bogiem, ale zaczynam się bać. Ona krzyczy moje imie. Oczywiste mam fanów. Nie mogło by być inaczej, ale to... Ona jest coraz bliżej. Jeszcze tylko kawałek. Nie nie wytrzymam. Zaczynam biec z gracją olimpijczyka. Z odwiedzin chyba nici.
Oglądam się za siebie. Na twarzy dziewczyny maluje się szaleństwo. Ja chce do domu . Spoglądam znowu przed siebie. Z północnego lasu wybiega jakaś grupa. Początkowo myślałem, że są to Łowczynie, ale nie. Mimo tego, ze były tam same dziewczyny, nie pasowały na te wojowniczki mojej siostry. Zatrzymałem się na chwilę i uważnie przyjrzałem nadchodzącej grupie. Na twarzach miały wymalowane żółte słoneczka, przewodniczyła im Olivia?! To chyba niepodważalny dowód, że nawet najspokojniejszy heros nie umie wytrzymać w jednym miejscu. Dziewczyna wrzeszczała do grupy. Słyszałem okrzyki typu: Łowcy Apolla do przodu! Oh... założyli własnych łowców. No to teraz przebijemy Artemide. Niestety zachwyt się skończył kiedy ktoś wskoczył na moje plecy. To wariatka. Zaczęła się do mnie przytulać i mruczeć do ucha... Jej to była przesada. Jednak moja drużyna dotarła. Kilka dziewczyn odciągnęło to coś ze mnie. Podszedłem do Olivi.
-Helianthus melduje się! -co słoneczniki? Nie no ok.
-Ok... Jestem w szoku, co to w ogóle było.
-Ta... córka od Hekate, niech sie tata nie dziwi. -Hekate, można sie było domyśleć, pewnie opętało ją jakieś zaklęcie czy co tam.
Tym razem udało mi się bezpiecznie dojść do siódemki. Z pozoru wygląda normalnie, jednak kiedy wchodzę do środka zdaje sobie sprawe, że te dźwiękoszczelne ściany to dobry pomysł. Panował tutaj jeden wielki chaos. A więc: Alice z innymi uzdrowicielkami owijała bandażem śpiącego Willa, Analyne malowała farbami jakieś słoneczne wzory na podłodze, Robin recytowała wiersze z różnych epok. Kiedy wszedłem na pierwsze piętro, skierowałem się do jednego z pokoju, z którego dochodziła głośna muzyka. Tini już zapomniała o dzisiejszych przeżyciach, bo stała na stole i szalała z gitarą elektryczną. Obok Maja wymiatała na perkusji. Grały kawałek Greek Fire - Top of the world. Mają gust.
Rozmawiając z Olivią, która cały czas mnie oprowadzała, moją wizytę przerwał niespodziewany iryfon. Kolejny wypadek w pracowni Hefajstosa. Potrzebny jest lekarz. No i znowu nie posiedziałem tu za długo. Wbije nastepnym razem.
============================
Tadaaaa!  Podoba sie? Jakie opinie? No nie byłabym soba, gdyby się do czegoś nie przyczepiła. Otóż końcówka jest według mnie jakaś taka niemrawa.

TINI SOLACE

poniedziałek, 24 listopada 2014

ROZDZIAŁ VI - TINI

Dzień dobry świecie! Kiedy pierwsze promyki słońca wdarły się do wszystkich pokoju w siódemce Tini już, nie spała. Od dłuższego czasu siedziała na łóżku, przykryta kocem w uśmiechnięte, żółte słoneczka. W jej głowie kłębił się sen. Sen, który z jednej strony był przerażający i niewróżący niczego dobrego, a z drugiej był w nim Leo - i na dodatek cały i zdrowy.
Była ich trójka. Tini, Leo i Vicky. Otoczenie wyglądało jak dżungla amazońska. Z wysokich i soczysto-zielonych drzew zwisały grube i długie na kilka metrów liany. Przy ziemi rosły różne, rzadkie i nieodkryte rośliny. Wokoło roztaczał się piękny śpiew ptaków. Wszystko to wyglądało pięknie, zbyt pięknie. W tym gąszczu czaiło się coś złego. Ta negatywna moc biła również przez sen. Strach było również widać na twarzach wspomnianej wcześniej, trójki herosów. Z rąk Valdeza unosił się szarawy dym. Zupełnie tak jakby przed chwilą użył swojego daru. Kiedy w dżungli coś zaszeleściło dziewczyny złapały się za ręce. Dziwne, bo w obozie nigdy nie były przyjaciółkami. Tini traktowała ją raczej jako młodszą siostrę, która była w obozie od niedawna. Czy to ta misja je tak do siebie zbliżyła? I czemu Vicky została na nią wysłana? Nowicjusze rzadko są wysyłani na misje (za wyjątkiem Percy'ego, ale Percy to Percy. I tak zrobi po swojemu.) W tym momencie czas jakby stanął. Sen, jednak nie urwał się tak jak jest to prawie za każdym razem. Całość sprawiała wrażenie zastopowanego fragmentu jakiegoś filmu. Po chwili w około rozległ się głos, wydawał się być jakiś... znany. Tini na pewno już go gdzieś słyszała. Jednakoż, był on co moment przerywany, dziwnym trzeszczeniem. Buczenie niczym ze starego telewizora Chejrona, przeszkadzało Tini w zrozumieniu znaczenia wypowiadanych słów...
Solace wstała i podeszła do komody. Pociągnęła za uchwyt w kształcie słońca. Generalnie wszystko w siódemce jest: żółte, słoneczne i wesołe. Atmosferka idealna.
Otworzyła szufladę, swojej szafki. Na samym wierzchu leżała kartka, wydarta z zeszytu. Tini dobrze wiedziała co na niej jest napisane. Sama przecież wstawała w nocy, zaraz po tym dziwnym śnie, i zapisała fragmenty, które bardzo przypominały jakąś przepowiednie. Kiedy wyjęła ciuchy i ubrała się wsunęła notatkę do kieszeni spodni. W jak najszybszym czasie, będzie musiała pokazać ją Chejronowi.
=====================
***wesoła muzyczka***
     /pół godziny później/
=========================
Tini właśnie wyszła z Wielkiego Domu. Prorocze sny, nie zdarzały jej się często więc, nigdy nie widziała takiej reakcji centaura. No cóż kiedy pokazała mu kartkę, Chejron, po prostu... na twarzy zrobił się biały jak Chione a jego oczy zaiskrzyły tysiącami gwiazd Zeusa. Skoro nie potrafił opanować emocji, przez te kilka tysięcy lat, to nigdy mu się to nie uda. Ma chłopina taki charakter i tyle.Oszalały z nerwów znowu dzwonił iryfonem do Apolla. Czemu, za każdym razem, jak znajdzie się jakikolwiek fragment przepowiedni, która mogła by spełnić się ze 100 lat temu wywołuje na nim aż takie wrażenie. Bynajmniej Apollo pojawi się w obozie jak tylko będzie miał czas (czyli najpóźniej po zachodzie słońca).
Właśnie teraz do Tini dotarło to, że pierwszy raz zobaczy ojca... Troche dziwne uczucie zwłaszcza, że zapewne będzie ona w centrum zainteresowania.
Idąc tak zamyślona, nie zauważyła kartki, tej samej, którą zaniosła do WD, która właśnie wysunęła jej się z tylniej kieszeni spodni. Teraz leżała na ziemi, na samym środku drogi do domków.
Solace weszła do domku nr 7, w tej samej chwili obskoczyły ją osoby, które były w sali głównej. Każdy chciał wiedzieć, po co była u Chejrona, raczej nikt nie lgnie do niego z pierwszą lepszą nowinką, jednak dziewczyna cały czas zamyślona, nie odpowiedziała nikomu. Poszła do wysokich schodów z jasnego drewna. Weszła na drugie piętro (każdy domek miał co najmniej jedno). Korytarz, nie był długi ale miał kilka zakrętów. Na końcu pierwszej części, znajdowały się drzwi do pokoju chłopaków. Podeszła do nich i zapukała. Wiedziała, że będzie tam tylko jedna osoba... Drzwi otworzyły się, a w progu staną Will- jej brat. Od tygodnia był jedynym chłopakiem w domku, gdyż Apollo wpadł na ,,genialny'' pomysł integracji i załatwił u Artemidy kursy z łucznictwa dla jego synów. Will miał akurat wtedy złamaną rękę (wyścigi konne z wkurzonym Percym to raczej dobry pomysł nie był).
-Hej Tini - powiedział to i uśmiechnął się, kiedy próbował otworzyć drzwi z jego rąk wyleciały dwie pary poplątanych ze sobą słuchawek.
-No cześć, musimy pogadać. - powiedziała to z grobowym spokojem w głosie.
-Ok, ale co ty taka spięta?
Nastolatka po kolei opowiedziała swojemu bratu co stało się w ciągu tych kilku godzin od poranka. On tak samo jak jego siostra miał dość znaków i pośredników Apolla, a teraz będzie szansa, by go spotkać.
=====w tym samym czasie======
Popołudniowe słońce oblewało CHB swoim ciepłem. Z domku Hefajstosa wyszedł Leo, był jakiś przygaszony i markotny. Po chwili te uczucia zajęło przerażenie. To wszystko przez mały kawałek papieru, a raczej to co było na nim napisane. Dokładnie to co Leo widział w swoim śnie...
========================================
Tadam! Jest i rozdział :* No dostałam w końcu wene, wziełam sie w garść i to napisałam. 
 TINI SOLACE

sobota, 22 listopada 2014

Podziękowania :*

No kurde nie wiem co powiedzieć... Jesteście kochani <3 no uwielbiam was za te 1000 wejść. :D Wchodze na bloga a tu taka niespodzianka.Więc za całą motywacje do pisania dziękuje: Mai, Vicky, Alice, Olivi i Zoe.  Dodatkowo przepraszam, że nie bł kolejnego rozdziału ale zamiast wodolejstwa (skąd ja znam to słowo? :O) zrekompensuje się (tego też nie znałam .-.) i dodam rozdział jeszcze dzisiaj.
+Mam do was prośbę piszcie w komentarzach, pod tym postem co mogłabym zmienić na blogu? Jakie macie do niego uwagi.  

Tini Solace

sobota, 15 listopada 2014

ROZDZIAŁ V - MAJA

Maja siedziała na pomoście do dobrej godziny. Nie czuła potrzeby, aby znaleźć się w jakimkolwiek innym miejscu. Tu czuła się dobrze. Nie otaczał jej natłok dnia codziennego. Tu mogła myśleć tylko o jednym, tylko ta jedna osoba zajmowała cały jej umysł - Percy. Syn boga mórz, jest aktualnie jedyną rzeczą, o której Maja może myśleć życzliwie... A to wszystko przez te głupie france od Afrodyty. Nie dość, że olały ją kompletnie, to jeszcze próbują odbić jej chłopaka, no PRZYSZŁEGO chłopaka.
Kiedy tak ponownie zagłębiała się w opcjach torturowania, nie spostrzegła zbliżającego się Percy'ego. Chłopak cichym krokiem wszedł na pomost i skupił się na wodzie, która podskoczyła na 2 metry i oblała siedzącą na końcu mostu dziewczynę. Zdenerwowana Maja zaczęła bluzgać wyjmując ośmiornice z włosów.
-TY IDIOTO, KOMPLETNIE CIĘ POJ***ŁO!!! CZY TY JESTEŚ NIENORMALNY?! TOTALNIE JAK JAKIŚ NIEDOROZWINIĘTY DZIECIAK. Ty... ty... - w tym momencie córka Apolla odwróciła się w stronę sprawcy tego żartu, który skręcał się ze śmiechu, na brzegu. -Oooo... Cześć Percy. - Twarz dziewczyny oblała się rumieńcem czerwonym jak stroje bojowe Aresa. Poczuła ogromny wstyd i zażenowanie. Zrobić coś takiego, i to przy Percym. Kompletna wtopa. On nie może po niej poznać, że ma nadzieje na coś, dalej niż friendzone.
-Wyluzuj... Hahaha wiesz, że masz ośmiornice we włosach. -odpowiedź chłopaka co raz przerywały salwy śmiechu. Kto jak kto, ale poczucie humoru to on miał nietypowe. W tym samym czasie Maja wyjęła zwierzę z włosów i rzuciła nim w Percy'ego. Mimo iż bardziej preferowała sztylety niż łuk, trafiła go prosto w twarz. Kilka macek wślizgnęło się do jego uśmiechniętych ust.
-Teraz to chyba ty masz problem z ośmiornicą? -powiedziawszy to zadziornie się uśmiechnęła, a zaraz potem głośno zaśmiała widząc reakcje Percy'ego na ośmiornicę, która prawdopodobnie zechciała zadomowić się w jego zębach. Kiedy udało mu się wyciągnąć zwierze z ust, nie miał już takiej wesołej miny. Cały czas próbował pozbyć się słonego smaku z języka, co tym razem rozbawiło Maję. Percy nie był skory  do dąsów czy też fochów, więc po krótkiej chwili oboje wybuchnęli głośnym śmiechem...
 *1 godzinę później*
Maja siedziała na fotelu w domku Afrodyty, a wokół niej krzątały się jej przyjaciółki, rozpylając wokoło perfumy, czy porządkując kremy i cienie. Od około godziny przygotowywały córkę Apolla na spotkanie z Percy'm. Mimo iż nie było wprost powiedziane, że to randka, musiała wyglądać zajebiście. A kto robi najlepszy makijaż w całym obozie? No Afrodyta. Kiedy Lila nakładała na twarz Mai kolejną warstwę pudru do pokoju weszła Piper. Grupowa nigdy nie przepadała za Mają, za bardzo przypominała jej pewną osobę. Jednak jej nienawiść miała wzajemność również po drugiej stronie. Kiedy tylko Pipes zobaczyła siedzącą w jej domku córkę Apolla, zrobiła się czerwona ze złości, jednak bardzo szybko się opanowała i spróbowała użyć swojej czar-mowy. Generalnie, starała się nie korzystać z tego daru w domku, ale obecność Mai wytrąciła ją z równowagi.
-Możesz łaskawie opuścić mój domek? -efekt był co najmniej... zabawny. Kilka córek Afrodyty odrzuciło swoje dotychczasowe zajęcie i skierowało się w stronę drzwi. Jeden chłopak, był tak zdesperowany, że wyszedł przez okno. Maja jednak siedziała niewzruszona na różowym fotelu, przed również różowym stolikiem, lustrem. kosmetyczką itp.
-Hmm... wydaje mi się, że mój makijaż, nie jest do końca gotowy. - z powodu kilku ich wcześniejszych kłótni, Maja starała się by wyrobić w sobie odruch przeciwny czarom Piper. Mimo wielu trudności, w końcu się udało. Teraz mowa Pipes nie robiła na niej żadnego wrażenia.
-Czy ty uważasz, że to jest jakiś salon kosmetyczny?!- w odpowiedzi otrzymała tylko ruch ręki Maji wskazujący na tablicę nad drzwiami. Widniał na niej napis ,,Salon Kosmetyczny i Fryzjerski - Arodyta''. Nigdy wcześniej jej tu nie było. Prawdopodobnie ktoś postanowił ,,pobawić'' się w zakład urody...
*kilka godzin później*
Maja właśnie zmierzała do pomostu przy wybrzeżu Long Island. Miała na sobie złotą sukienkę w greckim stylu, z zapinką w kształcie słońca na ramieniu. Mimo później pory, było ją dobrze widać w tym mroku. Kiedy była już na miejscu, z zimnej dla normalnych ludzi/herosów wyszedł Percy. Jak zwykle kiedy tylko chciał, pozostał suchy, co bardzo odpowiadało Mai, która nie chciała by jej sukienka od taty się zniszczyła.
-Cześć, mała! Fajnie, że przyszłaś. - może i grupowa Apolla umiała oprzeć się głosowi Piper, ale ten wspaniały głos Percy;ego rozłożył ją na łopatki. Jednak postarała się opanować.
-Nie mów do mnie mała. -powiedziała to z zawziętością w głosie. Przecież ma zgrywać niedostępną. To on ma zrobić pierwszy krok.
-No dobrze, w takim razie będziesz słoneczkiem. -dodatkowo puścił dziewczynie oczko.
-Więc po co miałam tu przyjść?
-Chciałem, ci coś zaproponować... Zapewne już się domyśliłaś, ale... Pójdziesz ze mną na randkę? -pierwszy raz w jego głosie można było wyczuć zawahanie się.
-Uhmm... spoko. - mimo jej podekscytowania, cały czas starała się, aby zgrywać niedostępną.
-To w takim razie choć. Pokaże ci wspaniałe miejsce...
==================================
Jestem załamana tym rozdziałem. Brakuje tu opisów... jakiś taki chaotyczny :C. W ogóle nie miałam do niego weny... Jeżeli jednak jakimś cudem wam się spodoba i będziecie chcieli kontynuację Marcy to piszcie w komentarzach. Mam nadzieję, że kolejny rozdział będzie lepszy...

TINI SOLACE

środa, 12 listopada 2014

Rozdział...

Rozdział V nie powiem, jest dla mnie pewnym wyzwaniem. Od nie dawna dopiero piszę romantyczne opowiadania, i muszę się nad tym trochę napracować... Dobra jeśli nie dodam tego rozdziału do soboty godz 19 to możecie na mnie nasłać, cyklopy, chimery, tytanów, co tam chcecie. (nie przesadzajcie troche, żeby nie było, że znajdę Gaje w skrzynce na listy).
Dobra to ja wracam do pisania i zostawiam was z Matko Ziemio von Tartar.

Takie stare a nadal mnie to bawi... XD

A to moje wykopalisko, wprost z głębi
internetufff... ;----;

TINI SOLACE




wtorek, 11 listopada 2014

Taki mały zwiastun...

Nie wiem kiedy pojawi się kolejny rozdział, gdyż popracuję nad nim trochę dłużej :D No to może mała zapowiedź w formie gifów?

1.                                                                                                                                                        
Percy: No to szykuj się na mokrą zabawę...

2.

Percy: Masz ośmiornicę we włosach...

3.

Percy: No zgódź się, zgódź...

4. 
Percy: Czy ty właśnie to zaproponowałaś?...


5.
Percy: Jeżeli wyobrażałaś sobie, że będziesz robić ze
mnie idiotę to byłaś w błędzie!


Może się już domyśliliście, a może nie, ale w kolejnym rozdziale będzie dużo Marcy (dla niekumatych Marcy= Maja + Percy) 

Jednoznacznie: będzie się działo :D

TINI SOLACE

ROZDZIAŁ IV - LEO

Po ostatniej imprezie w siódemce, Leo wyglądał jak jakaś bezkształtna masa ciała. Idąc pomiędzy domkami ociężale szurał nogami, po piaszczystej ścieżce. Podczas ostatniej godziny, od kiedy to został chamsko obudzony przez Vicky, udało mu się zaledwie przespać, pod stołem w Wielkim Domu, a i tak przeszkadzały mu hałasy debaty. No kto normalny tak psuje wypoczynek podczas spotkania. No po prostu piorun by herosa trafił.
Kiedy Valdez doszedł do domku nr 9 poczuł ulgę. Tak jak zwykle słychać było tylko odgłosy stukania, przykręcania, naoliwiania i spawania. Te dźwięki zawsze go uspokajały. Wyjął z kieszonki pasa pilot, nacisnął kilka guzików i zjechał windą, która niespodziewanie się przed nim pojawiła. Kiedy był już w swoim pokoju od razu rzucił się na łóżko. Wtopił się w lekki materac i już miał odpocząć kiedy usłyszał za sobą głos.
-Uważaj to łóżko ma wbudowaną wyrzutnie. -ten głęboki i męski głos należał do byłego właściciela tego pokoju. Kiedy Nico namieszał nie co w papierach taty, Charles pojawia się tu dosyć często. Leo, w pewnym stopniu przyzwyczaił się do jego wizyt jednak czasami są dla niego, nieco krępujące.
-Po co ci była wyrzutnia na łóżku? -te wbudowane gadżety, powoli zaczynają przerażać aktualnego właściciela.
-Hmmm... sam nie wiem... Kiedyś po prostu miałem ochotę zbudować katapultę.
-I jakbyś nie mógł nigdzie indziej wbudowałeś ja to własnego łóżka?
-No tak. Czy jest w tym coś dziwnego?- Leo wolał nie kłócić się z duchem. I tak był już wystarczająco zdenerwowany.
-Dobra znikaj, chce się wyspać. -warknął Valdez. W odpowiedzi uzyskał tylko jakieś mruknięcie w stylu ,,dobra, dobra''. Kiedy tylko Beckendorf ulotnił się z pokoju, Leo zamknął oczy zapadają w błogi i oczekiwany sen. Jak to zwykle jest ze snami herosów, nie zawsze są one przyjemne. Dzisiejszej nocy/dnia
w jego umyśle bardzo się kotłowało:
Początkowo pojawiła się tylko Tiffany, ta dziwna dziewczyna od Apolla. Ubrana była w złotą sukienkę na ramiączkach, a jej blond włosy spływały falami na odsłonięte ramiona. Po za nią nie było niczego, tylko biała pustka. Dziewczyna, otworzyła zamknięte do tej pory oczy. Nie były niebieskie, jak to zwykle bywa, miały ten sam kolor jak jej suknia (coś mniej więcej takiego). Jej spojrzenie było chłodne, w niczym nie przypominało normalnego wzorku. Po chwili, mimo tego, że nie poruszała ustami wydobył się z niej głos. Głos, który Leo już gdzieś słyszał, lecz nie pamiętał gdzie. Dziewczyna natomiast wyrecytowała jakąś przepowiednię:
Podróż daleka, trzech herosów czeka. Trzy wielkie moce, rozjaśnią ciemne noce. Jeden w puszczy zaginie, para tytana zabije. Wrócą po pierwszego, tam gdzie nie będzie niczego. W zimowe przesilenie, przepowiedni spełnienie. Żaden nie polegnie, póki Hestii ogień nie zblednie. 
Kiedy wypowiedziała ostatnie słowo sen się urwał, a Leo się obudził. W pokoju było ciemno, jednak tego powodem było jego położenie. Valdez jednym kliknięciem pilota załączył ekrany wskazujące widok na zewnątrz domku, dzięki zamontowanym kamerom. W jego głowie cały czas brzmiały dźwięki przepowiedni... Trzy wielkie moce... Żeby zrozumieć sens tych słów, chłopak musiał sie trochę pogłówkować. W efekcie doszedł do wniosku, że gdzieś muszą być osoby, które mają możliwości podobne, a nawet większe od niego. Kiedy to znaczenie w końcu dotarło do jego świadomości, poczuł się bardzo dziwnie. To było takie nieopisane uczucie, mieszanka strachu i odwagi, ulgi i bólu. Ta kumulacja emocji sprawiła, że poczuł chęć podzielenia się z kimś tym co się przed chwilą stało. Jedyną właściwą osobą wydawał się być Chejron.
Leo ponownie otworzył windę i wyjechał na powierzchnie. Po raz drugi tego dnia udał się do wielkiego domu. Z zdenerwowania jego dłonie zaczęły się tlić czerwonym ogniem. Kiedy zdał sobie z tego sprawę szybko ugasił mały pożar. Do celu zostało mu około 200 metrów. Po chwili pojawiło się nowe uczucie. Wrażenie jakby ktoś go obserwował, jednak odrzucił od siebie tę myśl i wszedł do środka budynku...
===============================================
Taki króciutki rozdzialik. Mam nadzieję, że nie zepsułam go, bo z mojej perspektywy wydaje się być... nudny? No cóż sami oceńcie, :*
TINI SOLACE


poniedziałek, 10 listopada 2014

ROZDZIAŁ III - VICKY

Ten rozdział chcę zadedykować wszystkim herosom poległym w Bitwie o Olimp. 

,,-Co będzie po powrocie?
-Nie wiem, chyba spróbujemy zapomnieć...
-Nie chcę zapomnieć. ''
          ~Peeta i Katniss - ,,Igrzyska Śmierci'' 
==============================================

OBÓZ HEROSÓW, 22 CZERWCA

Drogi Pamiętniku, 

Wszystko to co się dzisiaj wydarzyło jest dla mnie ogromnym ciosem... Otrząśnięcie się z tego co się dzisiaj stało może być dla mnie bardzo trudne. Czuję się jakby nikt nie mógł mi pomóc, nikt... Mojego samopoczucia nie poprawia to całe zamieszanie wokół Annabeth. Wiem, że to ja jestem wszystkiemu winna, jednak potrzebuje współczucia. Kogoś przy sobie kto by mnie wysłuchał. Teraz prawie wszyscy traktują mnie jak zabójczynię, a zwłaszcza dzieci Ateny. Moje sumienie nie daje mi spokoju. Żywię nadzieję, że nie będę musiała męczyć się z tym uczuciem przez długie lata życia. Niech dorwie mnie jakiś potwór. Może trafię chociaż na Pola Asfodelowe. Wtedy przynajmniej nie będę musiała tego pamiętać... 

Vicky Johnson

Wydarzenia dzisiejszego popołudnia dla nikogo nie były przyjemne... Nawet jeśli do południa herosi cieszyli się piękną pogodą, grając w siatkówkę, czy trenując walkę na miecze. Kiedy słońce było na niebie w punkcie godziny siedemnastej mieszkańcy wszystkich domków zebrali się na bitwę o sztandar. Zapowiadała się ostra rywalizacja gdyż Hefajstos jakimś dziwnym cudem wziął sojusz z Aresem. Takie coś nie trafia się często. Razem z nimi była również Atena, Nemezis, Hades, Demeter i Hypnos. Reszta domków miała jeden sojusz oprócz Afrodyty, która jak zwykle tylko przyglądała się potyczkom. Pierwsza wyruszyła drużyna czerwona czyli Ares i jego sojusznicy. Razem ze swoim sztandarem z głową byka na proporcu, ruszyli w gęstszą część lasu. Niebiescy, którzy mieli ze sobą Percy'ego starali raczej trzymać się bliżej strumienia lub 
jakiejkolwiek wody. Kiedy rozbrzmiał się dźwięk rogu wyruszyła drużyna niebieskich. Prze pierwsze piętnaście minut gry zespoły nie natknęły się na siebie. W następnym czasie pojedyncze osoby lub pary wyruszały by wypatrzyć flagę przeciwnika. Po ok. 10 minutach przy Pięści Zeusa czy jak kto woli Kupie Łajna została tylko Vicky. Mimo iż w obozie była od zaledwie miesiąca bardzo dobrze wyszkoliła się w obronie więc jej sprzymierzeńcy, spokojnie powierzyli jej ochronę sztandaru. Kiedy siedziała tak sobie rozmyślając i wyobrażając sobie jak to by było gdyby Nico w końcu wrócił do obozu, za jej plecami zaczęła skradać Annabeth. Dziewczyna była cicha jak mysz jednak Vicky dojrzała ją w odbiciu strumyka. Szybko odwróciła się by ochronić flagę, jednak Ann była szybsza. Natarła na nią z impetem uderzając tarczą poniżej kolan, wystarczająco mocno, by przeciwniczka straciła równowagę. Córka Apolla poczuła w sobie złość. Jest jej to pierwsza gra, nie może tak łatwo odpuścić, nie może zawieść drużyny... Próbując się podnieść poczuła w sobie przypływ energii. Jakiejś ogromnej mocy coś jakby zwiększona adrenalina. Wstała i podbiegła do Annabeth wspinającej się już do proporca. Nie wiedząc dokładnie co robi rzuciła się na nią... Przez polanę i strumyk przebłysło światło tak jasne, że aż powalał bielą. Kiedy oczy Vicky mogły już spokojnie rozróżniać barwy, pierwsze co zobaczyła była Ann leżąca w wodzie jak szmaciana lalka. Zaraz potem z lasu wybiegł Chejron i kilku sanitariuszy od Apoll, ubranych w białe kitle z naszywanym żółtym słoneczkiem. W tym Alice Rogers, która spojrzała na nią z wyrzutem a zarazem zdziwieniem. Uzdrowicielki podbiegły do leżącej na ziemi córki Ateny, a centaur podszedł do Vicky. Kiedy pochylił się przy niej ta ponownie straciła przytomność. 
Kiedy ją z powrotem odzyskała, leżała na kanapie w Wielkim Domu. Obok niej siedział jakiś mężczyzna. Był opalony i miał blond włosy. Jego oczy miały kolor czystego nieba. Był bardzo przystojny. Jedyne co wypowiedział do dziewczyny było: -Uważaj. - Zanim nastolatka zdążyła jakkolwiek zareagować wyszedł z pokoju i powiedział coś po grecku do osoby znajdującej się gdzieś niedaleko. Chwilę potem do pomieszczenia wszedł Chejron. Miał na sobie czarną koszulkę, na której widniała biała sowa. Hmmmm... nigdy wcześniej takiej nie nosił. 
Vicky dostała od niego ambrozje. Po jej zjedzeniu od razu poczuła się lepiej. Smak gorącej czekolady z syropem wiśniowym zawsze stawiał ją na nogi. Może to dziwne połączenie ale jednak bardzo przyjemne. Kiedy była już w stanie cokolwiek powiedzieć, na prośbę centaura opowiedziała dokładnie co wydarzyło się przy Pięści Zeusa. W momencie pojawienia się jasnego światła oczy opiekuna zaiskrzyły. Wyszeptał coś co mogło znaczyć mniej więcej: ,,znowu''. Słyszała już o dziwnej przypadłości Leona Valdeza więc opcja, posiadani jakiejś nietypowej mocy jej nie zdziwiła. 
Chejron wytłumaczył jej dokładnie co się stało. Otóż posiada ona moc od Apolla, która zdarza się bardzo bardzo rzadko. Mimo tego, że jest ona mała, nadal jest groźna. Dziewczyna ma niestety zbyt mało umiejętności by nad nią zapanować. Annabeth przekonała się tego na własnej skórze. Po ataku Vicky była na skraju wyczerpania. Nie pomagała nawet ambrozja. Jedyną szansą by uratować jej życie było pozbycie się zupełnie jej boskiej cząstki. Od tej pory nie jest już herosem. Nie będzie pamiętała niczego co jest wspólnego z bogami. Wszystkie wspomnienia, herosi, potwory, misje. Mgła będzie nią manipulowała jak chciała. Ann będzie zwykła śmiertelniczką. Jednak tak będzie dla niej lepiej. Zacznie życie od nowa, zacznie bezpieczne życie... 
Vicky dobrze wiedziała, że to wszystko jest jej winą. To przez nią obóz stracił jednego z najstarszych i najlepiej wyszkolonych herosów...

OBÓZ HEROSÓW, 22 WRZEŚNIA

Drogi Pamiętniku,

Od tamtego dnia minęły już równe 3 miesiące. Ze mną jest już trochę lepiej, chociaż nadal wolę trzymać się z dala od dzieci Ateny. Dopóki nie opanuję swojego daru, nie będę brała udziału w żadnej bitwie o sztandar. Cały czas czuję się osamotniona ze swoją mocą. Gdybym tylko mogła spotkać kogoś kto by mi pomógł to zrozumieć... 

Vicky Johnson 

Tymczasem w pokoju obok, na jednym z łóżek siedziała Tini. Na jej dłoniach skakały promyki złotego światła. Teraz kiedy jest sama, może nie bać się, że ktoś zobaczy co ona potrafi...

====================================================
Mam nadzieję, że rozdział się podobał. Jest on dosyć nietypowy, gdyż miał opisać to co się stało z Annabeth wspomnianą we wcześniejszym rozdziale. 

TINI SOLACE

ROZDZIAŁ II - MAJA

Pierwszą rzeczą jaką zobaczyła tego poranka była, jak to nazywa ,,rozdziawiona mordka Vicky’’. Dziewczyna wszystko co robiła, to robiła to z uśmiechem. Dlatego też Maja była zadowolona, że budzi ją ta optymistka niż tak jak ostatnim razem Percy, który nie ma zamiaru cackać się z ludźmi i używa swojej mocy, jednocześnie fundując zimny prysznic.
 Poczucie dobrego humoru zniknęło jednak kiedy rozejrzała się po miejscu, w którym spała. Znowu zasnęła w słonecznikach z tyłu domu. Zaiste znalazła się tutaj kiedy tylko ktoś otworzył okno by przewietrzyć pokój.


Do Wielkiego Domu Mai zostało zaledwie sto metrów kiedy dogonił ją Percy. Wyraźnie było po nim widać, że nie jest zadowolony z pobudki jaką zafundowała mu Tini. Zresztą jego pierwszą reakcją było oblanie dziewczyny wodą. Teraz jednak zaczynając rozmowę z grupową siódemki starał się przyjąć pogodny wyraz twarzy.
-Hej Maja! – dziewczynę dobiegł jego głos. Od razu w jej brzuchu zagościły motylki, a ciśnienie podniosło się o wiele w górę.
-Cz-cz-eść Percy. – nastolatka miała nadzieje, że w jej głosie nie było aż tak słychać tego co działo się w jej myślach.
-Jak myślisz o co może im chodzić tym razem?
-Prawdopodobnie bitwa o sztandar. – Maja szukała odpowiedzi, która nie mogła by jej wygłupić przed Jacksonem.
-Rzeczywiście, nawet o tym nie pomyślałem… - przez chwilę chłopak się nad czymś zastanowił po czym dodał – Ej… a może sojusz? – powiedział to tak entuzjastycznie, że jego rozmówczynie aż podskoczyła w miejscu.
-No jasne… chwila a ilu was jest? –powiedziała nie do końca tego świadoma.
-Hmm… trudno policzyć. Chyba dwóch. – Percy oczywiście obrócił jej wpadkę w żart i zakończył swoim szelmowskim uśmiechem. –ale Tyson ma, że się tak wyrażę, drobny uraz.
-Co mu się stało? –Maja starała się, żeby w jej głosie było słychać współczucie, ale niezbyt jej to wychodziło, zwłaszcza kiedy to rozpływała się w pięknym głębokim spojrzeniu morskich oczu chłopaka.
-Jakby to ująć… Kiedy składał z Leo miniaturową wersje ,,Argo II’’ do pokoju przypadkowo przyspawał sobie Festusa do palca. –ten ton raczej przypominał rozbawienie niż współczucie.
-Oh… to… przykre. –teraz i ją bawiło to zbawienie.
-Jeśli dopuszczą cyklopa z ziejącym ogniem smokiem na palcu to będzie dobrze. –powiedziawszy to zaniósł się śmiechem –o bogowie! Tato, wody! Jakie to suche hahaha! –Maja nie do końca rozumiała jego rozbawienie, ale z uprzejmości też słodko zachichotała.

Kiedy byli już przy drzwiach grupowa pomyślała, że to trwało o wiele za krótko, a zresztą to było tylko 100 metrów. Percy wyszedł na przód i otworzył przed nią drzwi. Znając już dobrze miejsce spotkania z poprzednich zgromadzeń ruszyli korytarzem w prawo. Przez ten mały kawałek towarzyszyła nim niezręczna dla obojga cisza. U celu tak jak zawsze zastali stół od ping-ponga napełniony napojami, chrupkami i kanapkami. U szczytu stołu czekał tak jak zwykle Chejron i p. D.
Oboje zajęli swoje miejsca. Jako ostatni przybyli bliźniacy Hood. Widać było, że wracają prosto (no może nie tak prosto bo nadal chwiali się na różne strony) z siódemki. Wyglądali… trochę dziwnie. Travis miał koszulkę założoną tył na przód i różowe rurki Alice Rogers. Connor natomiast wyglądał normalnie… od dołu. Zamiast koszulki miał stanik niewiadomego pochodzenia, na dodatek źle założony i obwinięty papierem toaletowym. Z głowy zwisały mu rajstopy Pipper. Na ich widok niektóre nimfy drzewne zamieniły się w krzaczki wrastające w podłogę i wózek Chejrona, a Pan D. przybrał kolor swojego ulubionego wiśniowego wina. Leo zagwizdał pogardliwie, a Piper zaczęła dławić się dietetyczną colą, którą jeszcze przed chwilą popijała. Kiedy wszyscy patrzyli się na nich osłupieli odezwał się Chejron.-Ykhmmm… Chłopcy… może skorzystacie z łazienki i doprowadzicie się do jakiegokolwiek porządku? –W odpowiedzi uzyskał tyko jakiś niezrozumiały bełkot Travisa ale i tak oboje wyszli z sali. –Dobrze a my przejdźmy w końcu do rzeczy. Zapewne domyślacie się… -więcej z przemowy centaura nic nie zapamiętała. Całe spotkanie przypatrywała się Percy’emu, który siedział naprzeciwko niej. Tak blisko, a zarazem daleko.
Kiedy wszystko się skończyło chłopak został na chwilę by porozmawiać z opiekunem. Maja, postanowiła zrobić mu niespodziankę i na niego zaczekać. Wyszła razem ze wszystkimi i usiadła na jednym z miękkich kolorowych foteli, stojących przy oknie w korytarzu. Czas nagle zaczął się bardzo dłużyć. Wydawało się jej, że minęło kilka godzin, a jednak zegar wskazywał, że upłynęło zaledwie 10 minut. Po chwili do Wielkiego Domu weszło kilka dziewczyn od Afrodyty szepcząc coś między sobą. Udały nawet, że nie zauważyły Mai, a przecież przyjaźniły się od tylu lat. Mniejsza o ten fakt, drzwi od sali głównej właśnie się otworzyły i wyszedł z niej Jackson. Jednak te jędze obskoczyły chłopaka jakby był jakąś sukienką na wyprzedaży. Zaczęły go przytulać i prawić komplementy. Percy rzucił jej tylko przepraszające spojrzenie. Zdenerwowana wstała i wybiegła, byle by być jak najdalej od tego miejsca.
Kiedy wszystko się skończyło chłopak został na chwilę by porozmawiać z opiekunem. Maja, postanowiła zrobić mu niespodziankę i na niego zaczekać. Wyszła razem ze wszystkimi i usiadła na jednym z miękkich kolorowych foteli, stojących przy oknie w korytarzu. Czas nagle zaczął się bardzo dłużyć. Wydawało się jej, że minęło kilka godzin, a jednak zegar wskazywał, że upłynęło zaledwie 10 minut. Po chwili do Wielkiego Domu weszło kilka dziewczyn od Afrodyty szepcząc coś między sobą. Udały nawet, że nie zauważyły Mai, a przecież przyjaźniły się od tylu lat. Mniejsza o ten fakt, drzwi od sali głównej właśnie się otworzyły i wyszedł z niej Jackson. Jednak te jędze obskoczyły chłopaka jakby był jakąś sukienką na wyprzedaży. Zaczęły go przytulać i prawić komplementy. Percy rzucił jej tylko przepraszające spojrzenie. Zdenerwowana wstała i wybiegła, byle by być jak najdalej od tego miejsca.Przebiegła zaledwie kawałek i już nie miała ochoty by biec dalej. Znalazła się w tym miejscu, gdzie chciała. Podeszła do pomostu i usiadła na pomoście, który był przesiąknięty słoną wodą. Miała przed sobą popołudniowy widok na rozciągającą się zatokę. To tu wracały jej wspomnienia, tego kiedy siedziała tu z Percy’m. Ich zażyłość powstała po tym co wydarzyło się z Annabeth. Percy jednak nie lubi wspominać tamtego dnia, a ona to szanowała. Dzięki temu chłopak zwierzał jej się ze swoich problemów i dręczących go spraw. Kiedy sprawy potoczyły się jeszcze dalej, jej uczucie zapłonęło. Starała się mu to przekazać jednak on zdawał się tego nie dostrzegać. Lub nie chciał tego dostrzec. Nie chciał by stało się to samo co z Ann…
 ================================================================
Wydaje mi się, że ten rozdział jet troche chaotycznie napisany... No cóż. Pojawił się drugi rozdział, iż miałam taką motywacje, że wgl. Oceńcie czy nie jest gorszy... (NAPEWNO TAKI JEST) 
TINI SOLACE

ROZDZIAŁ I - TINI

Mimo wczesnej godziny słońce już wyłaniało się zza pola truskawek. Zapowiadał się naprawdę piękny dzień, w którym nawet trzynastka Hadesa nie wygląda mrocznie na tyle ile to jest możliwe.W Obozie Herosów prawie każdy już nie spał. Głośne chrapanie dobiegało tylko od Hypnosa i… Apolla. W domku boga słońca większość osób nadal spało. Tina obudziła się jako pierwsza. Powoli otwierając oczy zmusiła się do przypomnienia sobie tego co działo się wczoraj, jednak pierwszą myślą jaka przyszła jej do głowy po ujrzeniu pokoju było coś w stylu ,,Musiało być tu grubo…’’.Pomieszczenie wyglądało jak z horroru. Ściany były oblane napojami różnego rodzaju. Na podłodze leżał popcorn maślany i chrupki serowe. Kilka osób spało w różnych dziwnych miejscach i równie dziwnych pozycjach. Można było również zauważyć herosów innych bogów, którzy do tej pory nie zdążyli wrócić do siebie. Dokładniej Leo leżał przytulony do kuchenki mikrofalowej, albo Natalia od Hekate zawisła w stanie nieważkości nad wanną, w której natomiast leżał zaspany Percy. Dla osoby, która uczestniczy w większości takich ,,przyjęć’’ mogło by się to wydawać normalne. Każda impreza organizowana przez dzieci Apolla, Hermesa czy też Dionizosa się tak kończy (no może z tej ostatniej mało co ktokolwiek zapamiętuje). Na złotym zegarze słonecznym, który jakimś dziwnym sposobem działa również w pomieszczeniu, widniała godzina 9:30. Mimo, że było już dawno po śniadaniu rozbrzmiał się dźwięk rogu. Zebranie organizacyjne, a to znaczy, że grupowi muszą się stawić w wielkim domu dokładnie… za 10 minut. Jeżeli grupowi kilku domków nie zjawią się czas (i później) to można zapomnieć o bitwie o sztandar, dlatego też Tini bez zastanowienia poderwała się na równe nogi, zrobiła to jednak tak gwałtownie, że rozkładany fotel, na którym spała przewrócił się z trzaskiem budząc leżącą obok na dmuchanym materacu Vicky. Dziewczyna otworzyła oczy, w których dosłownie było widać nieprzeniknioną rządzę mordu, która jednak ustała typowemu dla niej pogodnemu wyrazowi twarzy. Powoli zaczęła rozglądać się po pokoju.
- Czy ktoś mi może wytłumaczyć co tu się na Hefaja działo?! – wykrzyknęła to tak głośno, że z kolei Leo, który nadal spał z mikrofalówką w objęciach uderzył w nią głową.
-Co… Jaki *zieeeew* Hefaj? Co tata? – chłopak wyglądał na zupełnie skacowanego po wczorajszej imprezie chociaż i tak trzymał się z dala od podejrzanie wyglądającego ponczu.
-Nie pytajcie co tu się działo tylko pomóżcie mi obudzić Percy’ego, Maję, Natalię i Pipper. Za dokładnie… 7 minut jest zgromadzenie rady.
-Może pani Vicky-krzykacz nam pomoże…- Leo był porządnie oburzony takim wyrwaniem go ze snu.-Nie marudź tylko idź do łazienki obudzić Nati i Percy’ego. –Vicky nie dała po sobie poznać, że jest na niego choć trochę zła.
-NIE BĘDĘ ICH BUDZIŁ!!!
-Dobra, dobra wyluzuj. – Tini wtrąciła się do ich bezsensownej kłótni. – Ja to zrobię. Vicky jak możesz to poszukaj Pipper, Maja powinna być ogródku. Wczoraj bardzo… ekhem… zaszalała.
-Jasne już idę. – Uśmiech z powrotem zagościł na twarzy dziewczyny. Generalnie ona prawie nigdy się nie złościła.
-A ty Leo, lepiej idź do siebie i się porządnie wyśpij. – Tini poradziła chłopakowi i skrycie puściła mu oczko. Nic nie mogła na to poradzić, że był obiektem westchnień jej jak i wielu dziewczyn w obozie. O dziwo Leoś posłuchał dziewczyny. Pięć minut później większość osób już próbowała się ogarnąć. W najgorszym stanie był jednak Travis Hood od Hermesa. Z jego bratem Connor’em zresztą też lepiej nie było. Oboje leżeli w ogromnej greckiej wazie, która jeszcze wczoraj była pełna ponczu. Kiedy dźwięk konchy zabrzmiał ponownie prawie wszyscy grupowi byli już gotowi do wyjścia. Tylko wspomniani wcześniej bliźniacy, mimo wielu prób dobudzenia nadal słodko chrapali.   
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Nadal bardzo krótkie ;/ Ale to co niech będzie na zachęte :D :*. Oceńcie w komentarzu co sądzicie ;> .
TINI SOLACE

Prolog

Cały obóz już spał. Zatoka Long Island wydawała się być pięknym i cichym miejscem. Ten piekny widok psuły dźwięki dochodzące z... domku nr 7. U Apolla znowu rozszalała się gruba impreza, zwłaszcza to, że udział brały osoby z większości domków. No chociaż tych na ,,luzie'' czyli dokładniej: Hermes, Hekate, Dionizos, Posejdon i... Hefajstos? Osoby  z innych domków albo strzeliły focha na dzieciaków Apolla (czyli Afrodyta- przyszła tylko Piper) albo zostali wysłani na misje, ew. spali (Hypnos). Na początku były również łowczynie ale kiedy Percy wypił wystarczająco tyle by próbować do nich zarywać ulotniły się z obozu z wielkim oburzeniem. Wszystko wyglądało jak jedno wielkie zamieszanie. Każdy robił lub próbował robić coś innego. Dopiero ok. 5 nad ranem wszystko ustało.

==========================================
Bardzoooooo króciutki prolog, a dlatego żeeee... zaraz dodam wam rozdział :D


TINI SOLACE

Welcome, welcome, welcome!

Hej, cześć i czołem wszystkim zgromadzonym! No to może ja się przedstawię...


    • Tina Solace (może wkrótce Valdez) :D Jedna z głównych bohaterek mojego ff.
    • Córka greckiego Apolla B)
    • Szalona i zwariowana (a zresztą to chyba to samo cn?) 
    • Kocham strzelać z łuku, rysować i malować a także rymować :P (no co ty nie powiesz!) ale nie lubię widoku dużej ilości krwi... (a kto lubi?) i nie lubię śpiewać. Nie wychodzi mi to :c.
    • Mam  błogosławieństwo Hefajstosa i chyba... Afrodyty? Tak bynajmniej twierdzą moi znajomi.
    • Pomysł na tego bloga pojawił się w konfie z moim rodzeństwem (Apollo biczys B|) 
No to może na razie tyle... chyba tak. To ja już pisze prolog, żeby nie było (spokojnie mam już kilka rozdziałów). 
p.s rozdziały powinny pojawiać się regularnie co tydzień (przynajmniej się postaram) 

TINI SOLACE