Posłuchaj sobie

środa, 17 grudnia 2014

ROZDZIAŁ XIII - ALICE

Mimo późnej pory, powietrze wokół mnie jest bardzo gorące. Staram się, aby moja ręka przypadkowo nie dotknęła Leo. Bardzo prawdopodobne, że spaliłaby się pod wpływem temperatury.
-Leo... -próbuje odezwać się do chłopaka, ale jest on zbyt zbulwersowany, więc rzuca mi tylko zziębłe spojrzenie. -Przykro mi z powodu Tini...
-Nie musisz mi współczuć.
-Ale naprawdę uważam, że ona zachowała się chamsko.
-Przestań! -rozumiem, że on jest wkurzony, ale nie musi na mnie warczeć.
Stoimy w jednej z bocznych uliczek. Po chwili, czuje, że temperatura znacząco spadła. Może chłopak się uspokoił. Przerywam cisze.
-Chcesz już wrócić?
-Nie chce tam wracać.
-Dobra, rób jak chcesz. Ja idę.
-No to idź!
Wracam do stołu. Zajmuje miejsce obok Lusi. Dziewczyna rozmawia z tym pretorem. Zaczynam przyglądać się zgromadzonym. Widzę, że ze spotkania odeszło kilka osób, w tym Tini i Oktawian. Naprawdę współczuje Leonowi. Według mnie Tini zachowała się chamsko. Dawała mu nadzieje, potem tak nagle zaczęła obściskiwać się z tym augurem. Uważam, że to poprostu chamskie. Teraz chłopak się załamie.
Obracam się w kierunku Zoe, która wpatruje się z zafascynowaniem w foletowe światła z lamp, oświetlających ulice.
-Hej.
-Cześć. -dziewczyna spogląda na mnie świdrującym wzrokiem.
-Mam do ciebie pytanie.
-Jakie? -jej spojrzenie ponownie wędruje w strone latarni. Wygląda jakby ją zahipnotwyzowało.
-Co sądzisz o Tini i tym Oktawianie?
-Wyglądają na dobraną parę.
-Ale ona wogóle do niego nie pasuje.
-Przeciwieństwa się przyciągają.
-No ale ja nadal uważam, że ona nie powinna z nim być.
-Żal ci Leo.
-Skąd ty...
-Widać to po twojej twarzy. W twoim sercu kryje się współczucie, popierane czymś głębszym.
-Ale... -jej wzrok wędruje z powrotem na moją twarz. Ona widziała ją zaledwie przez kawałek sekundy.
-Przerażają cie moje moce.
-Z każdą twoją wypowiedzią coraz bardziej.
-Przestań się już martwić. To mu nie pomoże. On ma złamane serce. Będzię się goiło, ale pojawią się strupy. Obolałe miejsca. Aby całkowicie się wyleczyć potrzeba dużo czasu.
-Prawda twoich wypowiedzi mnie przytłacza.
-Dam ci dobrą radę. Masz okazje, wykorzystaj ją. On teraz potrzebuje wsparcia kogoś bliskiego.
-Dzięki...
Wstaje od stołu. W głowie zaczyna mi się kręcić. Muszę się przewietrzyć. Przypadkowo idę w kierunku, gdzie był Leo. Chłopak nadal tam jest. Siedzi oparty o ścianę. Z kawałków tektury zrobił małe ognisko. Podchodzę bliżej, siadam koło niego. Nawet nie podniósł głowy. Przyglądam się ogniu. Zamiast jakiegoś kartonu, którego się spodziewałam widzę zdjęcia. Ich wspólne zdjęcia. Z wakacji w pałacu Posejdona z Percym, z różnych olimpiad w obozie. Na każdym są razem, uśmiechnięci i szczęśliwi. W moich myślach zaczyna grać piosenka, którą kiedyś usłyszałam. The things we lost. Things we lost in the fire, fire, fire. Tych okoliczności, nie ujełabym lepiej. Mała łza kręci mi się w oku. W jednej sekundzie spada na ulice, wyłożoną brukiem.
-Co się stało? -Leo w końcu się odezwał.
-Nic ważnego.
-Możesz mi powiedzieć.
-Naprawdę... Czuje tylko jakąś dziwną pustke w sobie.
-Jeśli dodatkowo czujesz jakby od środka zżerały cię tysiące potworów to miałem tak samo. Wtedy, w tym domu i na kolacji.
-W domu?
-Nie chcę o tym mówić.
-Jeśli się wygadasz, to ci ulży.
-U mnie to tak nie działa. Jestem synem Hefajstosa, wszelkie emocje czuje inaczej. Dlatego tak przeżywam tą pierwszą miłośc.
-Każdy ją tak przeżywa.
-Bo ty coś o tym wiesz.
-Wiem... i to o wiele więcej niż myślisz. -spuszam głowę. I tak powiedziałam już za dużo.
-Oh... przepraszam. Ale wiesz... ja teraz nie... No nie jestem gotowy. -czy ja naprawdę jestem jakąś otawrtą księgą, z której każdy może przeczytać co czuje, jakie emocje mną targają? No bogowie, skąd on to wiedział.
-Nie musisz się przedemną tłumaczyć.
-Wiem, ale chcę. Chcę, żebyś wiedziała, że może kiedyś. Tylko teraz, nie mam sił.
***nad ranem***
Przed chwilą śniło mi się coś dziwnego. Mam nadzieję, że nie był to sen proroczy. Odnoszę raczej wrażenie, że to się już wydażyło. Jestem tego na 90% pewna.
Błądzę wśród ścian z ciemnego drewna z pozłacanymi końcami. Plątanina korytarzy zdaje się prowadzić do nikąd. W końcu znajduje jakieś otwarte drzwi. Podchodzę bliżej. Widzę coś co zawala całe moje życie. Ten patykowaty augur Oktawian, właśnie całuje Tini. Robi się gorąco. Po chwili stoję już w ogniu. Spoglądam na swoje buty. Mam na nogach ciężkie trapery. Do poobdzieranych spodni mam przypięty żółtawy pas.
Jestem już sobą. Siedzę na twardym materacu w I kohorcie. O ile dobrze mi się wydaję, centurionem jest tu Otawian. No mam po prostu cudowne szczęście. Przymrużam oczy i spoglądam przez ciemności na zegar ścienny. Jeśli dobrze widzę to jest 5:30. Za pół godziny i tak jest pobudka. Nie ma sensu spać dalej. Stanawiam najpierw jedną, a potem drugą nogę na zimnej podłodze.Moje ciało przechodzą dreszcze.
***pół godziny później***
-Wstawać żołnierze! Poranny trening! -ktoś darł się niemiłosiernie. To ta Natalie. Wstaję jako pierwsza. Jestem już ubrana. Reszta legionistów w zawrotnym tempie ubiera się. Nie przeszkadza im, czy obok stoi chłopak czy dziewczyna. Zoe wydaje się być trochę skrępowana, Lusi za to co chwila szturcha łokciem jakiegoś chłopaka. Wydaje mi się, że to wcześniejsze wstanie to był dobry wybór.
Kiedy wszyscy są już zebrani przed kohortą rozpoczyna się poranna zbiórka z odliczeniami. Taka jaką miałam na WF w śmiertelnej szkole.
-No więc plan na dziś. Jak to zazwyczaj rano rozgrzewka, następnie śniadanie, musztra z centurionem, tworzenie broni, obiad, manewry, kolacja. Zaczynamy rozgrzewke. Dziś tylko trucht do pawilonu jadalnianego. Już!
============================
No to kolejny rozdział. Więc jak ktoś jeszcze czyta moje nudne dopiski, to mam prośbę. Jeśli wam się chce, to w komentarzach proszę o opinie na temat poszczególnych scen, które was zaskoczyły, wkurzyły i te pe. Dziękuje za uwagę!
TINI SOLACE

2 komentarze:

  1. Yaay, jest supi :D
    No i wreszcie Alice B|
    Zoe, przerażasz mnie :o

    OdpowiedzUsuń
  2. Wspaniały rozdział *O*
    Chcę więcej! Chcę więcej! *u*
    Weny życzę :*

    OdpowiedzUsuń