Po kilku minutach mojej błogiej podróży usłyszałem coś w krzakach, nie to nie było zwierze. Zatrzymałem się i na wszelki wypadek wyciągnąłem mój sztylet z pochwy. Jak bardzo przydałaby mi się tu Pani O'Leary. Jeżeli to jest jakiś typowy słaby potwór dam sobie z nim radę, jednak jeśli natknąłem się na coś gorszego trzeba będzie ściągnąć kilka zombiaków czy szkieletów. Po krótkiej chwili, jaką zajęło mi wyciągnięcie sztyletu, zza bujnego gąszczu roślin, uniósł się dym. Podszedłem bliżej, zobaczyłem trzaskające wysokie płomienie ogniska. Po jego drugiej stronie siedziała jakaś dziewczyna. Nie wydawało mi się, żeby to była jakaś heroska, obóz jest tak blisko. Z drugiej strony świetnie rozpalała ogniska, a obok niej leżał własnoręcznie wykonany łuk. Mimo posiadania przez nią broni, nie bałem się. W blasku ognia jej włosy miały lekko rudawy kolor. Podszedłem bliżej, już miałem odchylić krzaki, kiedy ona mnie chyba usłyszała, bo lekko się poruszyła i spojrzała w moim kierunku. Aha, sięgnęła po łuk, przyjrzałem się jej broni. Łuk z pewnością był wykonany własnoręcznie, miał lekko odstające elementy drewna, to miejsce do chwytania owinięte było jakimś kawałkiem materiału. Obok niej leżał kołczan. Nie wydaje mi się, że miała by do mnie strzelić. Ma tam tylko 2 strzały. Odchyliłem bujny krzak o jakiś lekko kłujących liściach. Zobaczyła mnie. Na jej twarzy zaczął malować się strach. No cóż wyglądam upiornie no nie? Stanąłem naprzeciw ognia. Dziewczyna cały czas przypatrywała się mi. Była przerażona jeszcze bardziej, kiedy zobaczyła mój wyciągnięty sztylet i pierścień w kształcie czaszki na palcu. Miałem już pewność, że ona nie jest groźna. Schowałem moją broń z powrotem do pochwy. Rudowłosa jakby się trochę uspokoiła. Słyszałem jak głośno przełyka ślinę. Dobra nie będę tu tak nad nią stał. Przysiadłem na dość stabilnie wyglądającej kłodzie. Ta... wyglądającej. Kiedy tylko na niej usiadłem, ta obróciła się o 360 stopni, w efekcie czego ja wylądowałem na ziemi. Nastolatka lekko się roześmiała. Trochę dziwne uczucie, od dłuższego czasu nikt nie śmiał się w moim towarzystwie. Zazwyczaj słyszałem tylko płacz i jęk, to mi nie przeszkadzało.
-Ta... Zabawne. -odburknąłem. Dziewczyna znowu się lekko przestraszyła. Nosz na Hadesa. -Jestem Nico. -powiedziałem to i wyciągnąłem do niej rękę, jednocześnie podnosząc się z mokrej trawy.
-Lusi. -rudowłosa wzdrygnęła się gdy tylko dotknęła mojej dłoni. Nic dziwnego, już wiele osób mi mówiło, że jestem lodowato zimny, jednak ona tego nie skomentowała.
-Co tutaj robisz? -nie powiem, ta dziewczyna zaczęła mnie jeszcze bardziej intrygować. Z początku nieśmiała, jednak potem opowiedziała mi wszystko co jej się przytrafiła. Że też potrafiła tak się otworzyć w moim towarzystwie. Dowiedziałem się, że kilka dni temu, kiedy była sama w domu coś ją zaatakowało. Zdążyła spakować tylko kilka najpotrzebniejszych rzeczy i bez żadnej broni uciekła. Włóczyła się po lasach przez pare dobrych dni. Udało jej się nawet wykombinować swój własny łuk. Jednak bardziej ciekawiło mnie to co ją zaatakowało. Po jej opisie wywnioskowałem, że musiał to być jakiś większy potwór, prawdopodobnie minotaur. Historia prawie taka sama jak każdego herosa. Teraz zadanie jest moje. Musze jej wytłumaczyć wszystko co tu się dzieje. No nigdy nie musiałem tego robić. Jedyną sytuacja była wtedy kiedy jeszcze z Bianką byłem w szkole z internatem, ale wtedy to my byliśmy po tej drugiej stronie. Właśnie... Bianka. Nie mogę uwierzyć w to, że już jej więcej nie zobaczę.
-No widzisz, żyjesz w takim świecie jakiego sobie nigdy nie wyobrażałaś. -nie wiedziałem zbytnio jak się do tego zabrać, a mroczna historia jakiegoś emo, który w nocy wyłonił się z lasu raczej jej na duchu nie podniesie. No ale w końcu zabrałem się do rzeczy. Nie wydawała się być tym w ogóle zdziwniona. W końcu doszedłem do momentu, w którym opowiadam o tym, że herosi są dziećmi właśnie bogów greckich i rzymskich. Wszystko zależy w jakim wcieleniu właśnie byli.
-A ty synem jakiego boga jesteś? -zatkało mnie. Zamiast chcieć się dowiedzieć od kogo ona jest pyta się o mnie.
-Tak trudno się domyślić?
-Hmm... Hadesa?
-Trafiłaś w samo sedno. -mruknąłem ponuro. Lusi w końcu zdawała się być niechętna do dalszej rozmowy ze mną. Siedzieliśmy w ciszy dobre pięć minut. W końcu z oddali zaczęły roznosić się odgłosy rogu. W obozie mają bitwę o sztandar. Nie mam jeszcze ochoty do nich dołączać. Przyjdę tam rano. Natomiast dziewczynie przydałoby się trochę odpoczynku.
-Idź w stronę tych głosów. Spotkasz innych takich jak ty. Powiedz, że ja cie przysyłam. -Lusi chciała jeszcze o coś zapytać ale ja już się ulotniłem. Z oddali widziałem, jak ognisko zaczęło przygasać, prawdo podbnie pod naciskiem jej stopy. Następnie dziewczyna oddaliła się w kierunku, który jej nakazałem. Miałem tylko nadzieje, że nie natknie się na nikogo od Aresa.
Nie wiedziałem dokładnie, która jest godzina, jednak wydawało się, że do świtu dzieli mnie kilka godzin. Szedłem cały czas przed siebie. W końcu zdawało mi się, okrążać obóz. Moje początkowe plany się popsuły. Wszedłem na teren CHB. Wszyscy zaiste zgromadzili się w amfiteatrze lub wzięli udział w grze. Obóz powinien być pusty. Kiedy byłem już po drugiej stronie płotu powolnym krokiem, zapatrzony w ziemię ruszyłem do domków. Miałem zamiar zaszyć się w ponurym domku Hadesa. Czasami, cieszę się, że nie ma tam nikogo więcej. Kiedy szedłem, skupiając szczególną uwagę, na roślinach, które tracą życie pod naciskiem moich butów, nieco się odprężyłem. Lusi, tamta heroska już prawie znikła z mojej pamięci. Będąc na rozdrożu minąłem domek Hekate. Na mojej drodze nie było żywej duszy, jednak mój wewnętrzny ,,radar'' wyczuwał, że ktoś jest w pobliżu. Po prostu czułem to całym sobą. Byłem już prawie na miejscu. Stałem przodem do mrocznego domu. Nie wyglądał zresztą jak dom tylko miniaturowy zamek Hrabiego Draculli. Już miałem wejść do środka, gdy usłyszałem donośny kaszel. Tak, ktoś nie brał udziału w grze. Gwałtownie obróciłem się na pięcie, chociaż podeszwy moich czarnych conversów sprawiały lekki opór. Po drugiej stronie zobaczyłem dziewczynę, siedzącą na ziemi i opartą o ściany jednego z domków. Dałbym sobie głowę ściąć, że jej tu wcześniej nie było. Ubrana była w koszulkę obozową z krótkim rękawem. Jest noc, środek listopada. Nawet mi było by zimno. Podszedłem do niej. Nie wiem co się ze mną dzieje, od kiedy to ja jestem taki pomocny... Kiedy zobaczyłem jej twarz z bliska, zdałem sobie sprawę, że nigdy wcześniej nie widziałem jej w obozie. Zapewne musiała tu przyjść jeszcze we wakacje, bo ja w obozie byłem niecałe pół roku temu. Ona mnie chyba nie zauważyła. Wpatrywała się tylko tępo w przestrzeń naprzeciwko niej.
-Ykhmmm... -chrząknąłem, by zwrócić na siebie jej uwagę. Zastanawia mnie tylko po co ja to robie. Nastolatka spojrzała na mnie. Widziałem dokładnie, że miała zielono-brązowe oczy. Zatopiłem w nich swoje spojrzenie. Na Hadesa co się ze mną dzieje. To nie jestem dawny ja.
-Nico? -co? Skąd ona mnie zna? Okej, uznajmy, że to normalne.
-No, a ty to?...
-Vicky. -dziewczyna wstała. Kątem oka zauważyłem, że z kieszeni jej spodni wystaje listek jakiś tabletek. No cóż, chyba nie chciała tego zrobić...
-Więc, czemu nie bierzesz udziału w grze?
-Nie mogę... -aha, jakoś jeszcze nigdy nie spotkałem nikogo, kto by nie mógł biegać po lesie, uzbrojony po zęby, ale nie postanowiłem, zadawać zbędnych pytań. Widziałem, że miała dreszcze.
-Trzęsiesz się z zimna. -nie wiele myśląc, ściągnąłem z siebie moją skórzaną kurtkę i podałem ją Vicky. Teraz to ja zostałem w samej koszulce. Dziewczyna, początkowo z oporem, ale przyjęła moją pomoc. Czułem jakieś dziwne uczucie. Coś w brzuchu mnie łaskotało. Nie to raczej nie jest miłość. Nie mogę sobie na coś takiego pozwolić. Nie, że to zepsuło by mi reputacje, ale nie czułem potrzeby na coś takiego. -Chodź może do środka?
-Ok, ale gdzie?
-Na przykład do mnie. -powiedziałem to, chciałem się również trochę uśmiechnąć, ale jakoś nie potrafie tego zrobić. Po chwili byliśmy już w środku. Siedzieliśmy razem na czarnej skórzanej kanapie. Ogólnie cały wystrój domku był w czerni, oprócz ognia w kominku, który palił się niebieskawą poświatą. Tutaj również za ciepło nie było.
Poszedłem do jednej z szafek po również czarny koc. Wróciłem na swoje miejsce i przykryłem nas dwoje. Siedzieliśmy tak i rozmawialiśmy. Vicky w końcu dała się przekonać i opowiedziała o swojej mocy. W końcu ja, nie wiem z jakiego powodu, powiedziałem jej, że czuję w sobie jakieś zmiany.
-Ale, w jakim sensie? -spytała mnie.
-Bo poznałem kogoś wyjatkowego. -teraz miałem już pewność. Złapałem lekko za jej podbródek i przyciągnąłem do siebie. Na jej ustach zostawiłem, przelotny ale szczery pocałunek..
============================
No więc rozdział zadedykowany dla Vicky :* #teamVico no nie :D
Mam nadzieję, że się podobało i czekam na komentarze. ;) Liczę, że pojawi ich się tu nieco więcej, bo z każdym postem jest ich mniej.
TINI SOLACE